No xD To życzę miłego czytania, bo trochę tego jest. Ponadto jest tam trochę literówek z tego co wiem, więc przepraszam za nie.
Notabene to jest tylko pierwszy rozdział. Pozostałe będe wklejać później o.O
Krwawa Noc
1. Czerwone wino.
Księżyc w pełni bezwstydnie widniał na bezchmurnym niebie, lecz mimo to w mieście było ciemno. Za kwadrans miała wybić północ. Park między ulicami Klonową i Mostową był duży. Gęsto siały się strzeliste drzewa. Teren był pagórkowy. W samym sercu tego mrocznego nocą parku miejskiego miało swe lokum wzgórze. Jego zbocza były pokryte wysokimi drzewami i krzewami. Na sam szczyt prowadziły dwie drogi. Mimo, że wzgórze nie było wysokie to drzewa na jego zboczu odbierały wszelkim obserwatorom widoczność. Droga na owe wzniesienie nie była dłuższa, niż kilka minut wolnym chodem.
Średniego wzrostu brunetka siedziała w parku na ławce. To była Ireath i nie, nie wybrała się nie wieczorny spacer. Nie byłoby jej tutaj gdyby jej współlokatorka nie zmieniła zamków w drzwiach. To było posunięcie, które jej rówieśniczka uzna za dobry pretekst do wyprowadzki. Ireath była zła. Jak Elys mogła jej to zrobić? Dobrze, że poszkodowana posiadała kilku dobrych znajomych, którzy bez słowa przygarnęliby ją pod swój dach. Jednak pech chciał, że to stało się właśnie dzisiaj, i to właśnie dzisiaj tylko Mark mógł ją przenocować. Nie była z tego faktu zadowolona. Był to mężczyzna wysoki, chudy i brzydki, w dodatku widząc Ireath myślał tylko o tym, by ją przelecieć. Ale ona wierzyła, że Mark umie nad sobą panować i jakoś przetrwają tą noc bez zbliżeń.
Park nocą wyglądał nieco przerażająco. Drzewa poruszane wiatrem spiskowały cicho, a schowana gdzieś sowa, pohukiwała donośnie. Letnie wieczory były dość ciepłe, lecz podglądający przez liście księżyc, straszący swą poświatą, powodował dreszcz. Nagle dało się usłyszeć ciche szelesty dobiegające z pobliskich krzaków.
-Jest tam ktoś?- Zapytała cichym, lecz pewnym głosem. Na dźwięk jej głosu coś poruszyło się bardziej, a następnie jakby zamarło w bezruchu. Chwilę potem jakaś postać położyła dziewczynie rękę na ramieniu. Ta podskoczyła ze strachu. Już chciała krzyczeć, ale powstrzymała się widząc sprawcę:
-Cześć, piękna. Wybacz, że musiałaś tak długo czekać. Pogubiłem drogę- mruknął Mark uśmiechając się przepraszająco. Nie był on piękny, ale jego dbałość o higienę i optymistyczne podejście do życia sprawiało, że nie dało się go nie lubić.
-Mark! Myślałam, że nadejdziesz z tamtej strony- stwierdziła zdziwiona Ireath, wskazując palcem przeciwny kierunek.
-Przecież mówiłem, że pogubiłem drogę- uśmiechnął się ukazując swe białe zęby, które w świetle księżyca wyglądały jak wampirze. Mark pokierował Ireath w stronę samochodu, po drodze rozpoczynając monolog na temat, którymi ulicami nie przejechał i jakich kłopotów po drodze nie napotkał.
***
-Jak to zmieniła zamki?- Zapytał zdziwiony. Nie mógł się powstrzymać, aby na moment nie oderwać wzroku od drogi i spojrzeć jej w oczy. Jazda samochodem zapowiadała się dostatecznie długa i spokojna. Mark mieszkał na obrzeżach miasta, przy lesie. Na ulicach było pusto, jedynie raz po raz mijali samochód ciężarowy lub zwykłą osobówkę.
-Po prostu. Nie wiesz, jakie to uczucie, kiedy wkładasz do zamka klucz, a ten nie działa i wiesz, że nie masz innego- mruknęła i skierowała spojrzenie za okno, na mijane drzewa i puste chodniki.
-No właśnie nie wiem. Ireath, moja droga, ja mieszkam sam. Zapomniałaś? –Zapytał, nerwowo zaciskając pięści na kierownicy. Powoli zaczynała niepokoić go myśl, że ma już prawie trzydzieści lat, własny dom i niezłe zarobki, a brakuje mu po prostu żony z gromadką rozrabiających dzieci.
-Uch! No tak, zapomniałam- puknęła się w czoło teatralnie.
Mężczyzna już po prostu się nie odzywał. Ireath bardzo go pociągała, ale nie mógł tak po prostu jej powiedzieć, że chciałby, aby z nim zamieszkała. Jej nastawienie do niego było bardziej bojowe niż przyjazne. Miał skrytą, lecz szczerą nadzieję, że po tej nocy coś się zmieni. Tak długo czekał na okazję, by wyznać jej, co do niej żywi (mimo, że ona doskonale wiedziała), aż w końcu trafia się, że mają sami spędzić noc w wielkim domu. Domu, który na dodatek jest jego mieszkaniem.
Ireath momentami nienawidziła Marka, ale starała się nie wykrzyczeć mu tego w twarz. Nie miała w zamiarze brutalnie go wykorzystać, jednakże głupio było skromnie odmawiać, gdy mężczyzna nalegał i tak często proponował swą bezinteresowną pomoc. Bynajmniej jak dotąd bezinteresowną. Nawet jeśli Ireath wiedziała, że kiedyś Mark po prostu wystawi jej rachunek, to i tak będzie to dla niej szok. Trudno było jej to sobie wyobrazić. „A może w zamian posprzątałabyś mi dom?” –To byłoby, co najmniej dziwne.
-Mam nadzieję, że jesteś głodna i lubisz warzywa- przerwał tą błogą ciszę.
Że jak?! Zrobiła wdech, po czym wydech. No tak, jego dom, jego reguły, jego żarcie. Gorzej jak koleś dopisze ‘jego potrzeby, jego łoże’. Wówczas Ireath będzie mogła poczuć się jak najbardziej zagrożona.
-Nie jestem głodna, Ciel cały dzień faszerował mnie drożdżówkami- pokręciła głowa przypominając sobie tą udrękę.
Mark znów spochmurniał. Nie weseliło go to, że kobieta schodziła na temat innych mężczyzn. Wydawało mu się, że jeśli kobieta robi tak w wolnej konwersacji we dwoje, to znaczy, że w takowej konfiguracji Mark w oczach Ireath jest po prostu mało atrakcyjny. Mimo to, nie porzucał myśli, że noc czymś zaowocuje.
-Rozumiem. To może skusisz się na lampkę czerwonego wina?- Spytał i uśmiechnął się zachęcająco. W duszy prosił, aby jego słodki uśmieszek coś wskórał. Nawet jeśli żył ze świadomością, że Ireath była trudna do zdobycia. Patrząc najobiektywniej jak się tylko dało.
-Nie chcę niweczyć twoich planów, Mark, ale może najpierw dojedźmy?
Kierowca tylko kiwnął głową i skupił się na drodze. A przynajmniej próbował.
***
Ireath przetarła ręką zaparowane lustro. W całej łazience unosiła się para po gorącym prysznicu. Co, jak co ale Mark był nadziany jak ptasie mleczko lekką pianką. Ten fakt pozwalał mu urządzić to pomieszczenie tak jak chciał. Ireath lubiła łazienkę. Była duża, skromnie urządzona, lecz z wyczuciem. Mała, brązowa szafka z ręcznikami stała pod ścianą, w rogu lokował się pokaźny prysznic, dalej jakby ścianka oddzielająca wielką wannę. Naprzeciwko była marmurowa umywalka z lustrem i żarówkami, a obok mieścił się „tron”.
Niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Kobieta mogła się tego spodziewać, długo spokojem i ciszą nie mogła się nacieszyć.
-Odnalazłaś się, czy też potrzebujesz pomocy? –Zza ściany dobiegło pytanie, skierowane do niej.
-Jasne, że się odnalazłam! Już od urodzenia wiem, gdzie, co mam- prychnęła, szczelniej owijając się białym ręcznikiem, który służył jej teraz za skąpą sukieneczkę.
-Ireath, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi- jego głos przypominał dźwięk małego dziecka, które niesłusznie oskarżają za zabranie koleżance cukierka.
-Tak? To o co?
-Od ostatniej twojej wizyty w mojej osobistej łazience, minęło trochę czasu i jak pewnie zauważyłaś, zamiast trzech szafek mam jedną. Chciałem się upewnić, że znalazłaś ręcznik– mruknął.
To było niepotrzebne. Wiadomo, że jeśli zamiast trzech jest jedna, to bez wątpienia w tej jednej spoczywają ręczniki. Oczywiście głupio było się przyznać, że oprócz tej jednej szafki Ireath przewertowała całą resztę łazienkowych zakamarków.
-Nie martw się, nie dość, że znalazłam ręcznik to jeszcze uzupełniłam ci papier toaletowy- powiedziała triumfalnie. Dało się tylko słyszeć cichy chichot i oddalające się kroki. Mark pewnie poszedł uzupełnić zapas czerwonego wina, którego, nie daj Boże, mogło braknąć, a podczas takiej ewentualności Ireath mogła wkroczyć do akcji i zrewidować wszystkie jego szafki, by tylko znaleźć trunek.
Ireath po uprzednim, dokładnym wytarciu wilgotnego ciała, ubrała się, a wyszperawszy suszarkę do włosów, przystąpiła do jej użycia. Czy to nie jest dziwne? Mężczyzna, który mieszka sam, ma w domu suszarkę do włosów, a przecież na swojej głowie ma jedynie nieliczną kępkę kłaczków. Po wysuszeniu reszty swojego cielesnego jestestwa, udała się na przechadzkę po domu, by znaleźć Marka i poprosić go, o możliwość spania do południa, w końcu nazajutrz sobota.
Miała nadzieję, że znajdzie tego typka w kuchni, podjadającego z jego własnej lodówki. Jednak osobnik był w salonie. Siedział sobie najwygodniej na kanapie i zadowolony ze swojej roboty (naszykowania dwóch kieliszków i wina), obmyślał plan ‘przypadkowego’ zaciągnięcia ‘koleżanki’ do sypialni. Kobieta przystanęła w progu i przemierzyła wzrokiem pokój. No tak, zapomniała, że obiecała mu, wypić z nim lampkę wina. Chwila, moment! Obiecała? Nie, ona nie dała mu odpowiedzi. Jednak czy można było zabrać „dziecku cukierka”? Tak brutalnie obnażyć go z marzeń? Szczerze mówiąc, Ireath zawsze chciała to zrobić. Musiała się jednak powstrzymać, nie była u siebie, a co ważniejsze, nie czuła się tu bezpieczna, by posunąć się do takiego bezczelnego zachowania. Postanowiła, więc wypić z nim nie więcej jak jedną lampkę wina. Nie mogła dopuścić do tego, by alkohol rozluźnił atmosferę. Była spokojna, gdy to ona pakowała ludzi zakłopotanie, nie oni ją.
-Widzę, że jednak nie mam wyboru- skomentowała z niechcianą i chwilową chrypką w głosie.
-Ależ nie. Nie chcę Cię zmuszać, jeśli jesteś zmęczona- zrozumiem. –Odrzekł zadziwiająco wyrozumiałym tonem. Chociaż nie chciał tego tak rozgrywać, wydawało mu się to psychologicznym podejściem. Chciał poruszyć jej zatwardziałe serduszko, przecież tak mu zależy, przecież tak bardzo chciał i się starał. Przygotował te cholerne kieliszki, do licha! Ona nie mogła tak po prostu odmówić, powiedzieć, że woli spać, przykryć się oddzielną pierzynką i natychmiastowo zasnąć. Ona po prostu nie mogła. W Marku zaistniała niebezpieczna myśl, której w bardzo małej części się bał: on byłby w stanie ją zgwałcić, byleby tylko ją przelecieć.
Notabene to jest tylko pierwszy rozdział. Pozostałe będe wklejać później o.O
Krwawa Noc
1. Czerwone wino.
Księżyc w pełni bezwstydnie widniał na bezchmurnym niebie, lecz mimo to w mieście było ciemno. Za kwadrans miała wybić północ. Park między ulicami Klonową i Mostową był duży. Gęsto siały się strzeliste drzewa. Teren był pagórkowy. W samym sercu tego mrocznego nocą parku miejskiego miało swe lokum wzgórze. Jego zbocza były pokryte wysokimi drzewami i krzewami. Na sam szczyt prowadziły dwie drogi. Mimo, że wzgórze nie było wysokie to drzewa na jego zboczu odbierały wszelkim obserwatorom widoczność. Droga na owe wzniesienie nie była dłuższa, niż kilka minut wolnym chodem.
Średniego wzrostu brunetka siedziała w parku na ławce. To była Ireath i nie, nie wybrała się nie wieczorny spacer. Nie byłoby jej tutaj gdyby jej współlokatorka nie zmieniła zamków w drzwiach. To było posunięcie, które jej rówieśniczka uzna za dobry pretekst do wyprowadzki. Ireath była zła. Jak Elys mogła jej to zrobić? Dobrze, że poszkodowana posiadała kilku dobrych znajomych, którzy bez słowa przygarnęliby ją pod swój dach. Jednak pech chciał, że to stało się właśnie dzisiaj, i to właśnie dzisiaj tylko Mark mógł ją przenocować. Nie była z tego faktu zadowolona. Był to mężczyzna wysoki, chudy i brzydki, w dodatku widząc Ireath myślał tylko o tym, by ją przelecieć. Ale ona wierzyła, że Mark umie nad sobą panować i jakoś przetrwają tą noc bez zbliżeń.
Park nocą wyglądał nieco przerażająco. Drzewa poruszane wiatrem spiskowały cicho, a schowana gdzieś sowa, pohukiwała donośnie. Letnie wieczory były dość ciepłe, lecz podglądający przez liście księżyc, straszący swą poświatą, powodował dreszcz. Nagle dało się usłyszeć ciche szelesty dobiegające z pobliskich krzaków.
-Jest tam ktoś?- Zapytała cichym, lecz pewnym głosem. Na dźwięk jej głosu coś poruszyło się bardziej, a następnie jakby zamarło w bezruchu. Chwilę potem jakaś postać położyła dziewczynie rękę na ramieniu. Ta podskoczyła ze strachu. Już chciała krzyczeć, ale powstrzymała się widząc sprawcę:
-Cześć, piękna. Wybacz, że musiałaś tak długo czekać. Pogubiłem drogę- mruknął Mark uśmiechając się przepraszająco. Nie był on piękny, ale jego dbałość o higienę i optymistyczne podejście do życia sprawiało, że nie dało się go nie lubić.
-Mark! Myślałam, że nadejdziesz z tamtej strony- stwierdziła zdziwiona Ireath, wskazując palcem przeciwny kierunek.
-Przecież mówiłem, że pogubiłem drogę- uśmiechnął się ukazując swe białe zęby, które w świetle księżyca wyglądały jak wampirze. Mark pokierował Ireath w stronę samochodu, po drodze rozpoczynając monolog na temat, którymi ulicami nie przejechał i jakich kłopotów po drodze nie napotkał.
***
-Jak to zmieniła zamki?- Zapytał zdziwiony. Nie mógł się powstrzymać, aby na moment nie oderwać wzroku od drogi i spojrzeć jej w oczy. Jazda samochodem zapowiadała się dostatecznie długa i spokojna. Mark mieszkał na obrzeżach miasta, przy lesie. Na ulicach było pusto, jedynie raz po raz mijali samochód ciężarowy lub zwykłą osobówkę.
-Po prostu. Nie wiesz, jakie to uczucie, kiedy wkładasz do zamka klucz, a ten nie działa i wiesz, że nie masz innego- mruknęła i skierowała spojrzenie za okno, na mijane drzewa i puste chodniki.
-No właśnie nie wiem. Ireath, moja droga, ja mieszkam sam. Zapomniałaś? –Zapytał, nerwowo zaciskając pięści na kierownicy. Powoli zaczynała niepokoić go myśl, że ma już prawie trzydzieści lat, własny dom i niezłe zarobki, a brakuje mu po prostu żony z gromadką rozrabiających dzieci.
-Uch! No tak, zapomniałam- puknęła się w czoło teatralnie.
Mężczyzna już po prostu się nie odzywał. Ireath bardzo go pociągała, ale nie mógł tak po prostu jej powiedzieć, że chciałby, aby z nim zamieszkała. Jej nastawienie do niego było bardziej bojowe niż przyjazne. Miał skrytą, lecz szczerą nadzieję, że po tej nocy coś się zmieni. Tak długo czekał na okazję, by wyznać jej, co do niej żywi (mimo, że ona doskonale wiedziała), aż w końcu trafia się, że mają sami spędzić noc w wielkim domu. Domu, który na dodatek jest jego mieszkaniem.
Ireath momentami nienawidziła Marka, ale starała się nie wykrzyczeć mu tego w twarz. Nie miała w zamiarze brutalnie go wykorzystać, jednakże głupio było skromnie odmawiać, gdy mężczyzna nalegał i tak często proponował swą bezinteresowną pomoc. Bynajmniej jak dotąd bezinteresowną. Nawet jeśli Ireath wiedziała, że kiedyś Mark po prostu wystawi jej rachunek, to i tak będzie to dla niej szok. Trudno było jej to sobie wyobrazić. „A może w zamian posprzątałabyś mi dom?” –To byłoby, co najmniej dziwne.
-Mam nadzieję, że jesteś głodna i lubisz warzywa- przerwał tą błogą ciszę.
Że jak?! Zrobiła wdech, po czym wydech. No tak, jego dom, jego reguły, jego żarcie. Gorzej jak koleś dopisze ‘jego potrzeby, jego łoże’. Wówczas Ireath będzie mogła poczuć się jak najbardziej zagrożona.
-Nie jestem głodna, Ciel cały dzień faszerował mnie drożdżówkami- pokręciła głowa przypominając sobie tą udrękę.
Mark znów spochmurniał. Nie weseliło go to, że kobieta schodziła na temat innych mężczyzn. Wydawało mu się, że jeśli kobieta robi tak w wolnej konwersacji we dwoje, to znaczy, że w takowej konfiguracji Mark w oczach Ireath jest po prostu mało atrakcyjny. Mimo to, nie porzucał myśli, że noc czymś zaowocuje.
-Rozumiem. To może skusisz się na lampkę czerwonego wina?- Spytał i uśmiechnął się zachęcająco. W duszy prosił, aby jego słodki uśmieszek coś wskórał. Nawet jeśli żył ze świadomością, że Ireath była trudna do zdobycia. Patrząc najobiektywniej jak się tylko dało.
-Nie chcę niweczyć twoich planów, Mark, ale może najpierw dojedźmy?
Kierowca tylko kiwnął głową i skupił się na drodze. A przynajmniej próbował.
***
Ireath przetarła ręką zaparowane lustro. W całej łazience unosiła się para po gorącym prysznicu. Co, jak co ale Mark był nadziany jak ptasie mleczko lekką pianką. Ten fakt pozwalał mu urządzić to pomieszczenie tak jak chciał. Ireath lubiła łazienkę. Była duża, skromnie urządzona, lecz z wyczuciem. Mała, brązowa szafka z ręcznikami stała pod ścianą, w rogu lokował się pokaźny prysznic, dalej jakby ścianka oddzielająca wielką wannę. Naprzeciwko była marmurowa umywalka z lustrem i żarówkami, a obok mieścił się „tron”.
Niespodziewanie rozległo się pukanie do drzwi. Kobieta mogła się tego spodziewać, długo spokojem i ciszą nie mogła się nacieszyć.
-Odnalazłaś się, czy też potrzebujesz pomocy? –Zza ściany dobiegło pytanie, skierowane do niej.
-Jasne, że się odnalazłam! Już od urodzenia wiem, gdzie, co mam- prychnęła, szczelniej owijając się białym ręcznikiem, który służył jej teraz za skąpą sukieneczkę.
-Ireath, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi- jego głos przypominał dźwięk małego dziecka, które niesłusznie oskarżają za zabranie koleżance cukierka.
-Tak? To o co?
-Od ostatniej twojej wizyty w mojej osobistej łazience, minęło trochę czasu i jak pewnie zauważyłaś, zamiast trzech szafek mam jedną. Chciałem się upewnić, że znalazłaś ręcznik– mruknął.
To było niepotrzebne. Wiadomo, że jeśli zamiast trzech jest jedna, to bez wątpienia w tej jednej spoczywają ręczniki. Oczywiście głupio było się przyznać, że oprócz tej jednej szafki Ireath przewertowała całą resztę łazienkowych zakamarków.
-Nie martw się, nie dość, że znalazłam ręcznik to jeszcze uzupełniłam ci papier toaletowy- powiedziała triumfalnie. Dało się tylko słyszeć cichy chichot i oddalające się kroki. Mark pewnie poszedł uzupełnić zapas czerwonego wina, którego, nie daj Boże, mogło braknąć, a podczas takiej ewentualności Ireath mogła wkroczyć do akcji i zrewidować wszystkie jego szafki, by tylko znaleźć trunek.
Ireath po uprzednim, dokładnym wytarciu wilgotnego ciała, ubrała się, a wyszperawszy suszarkę do włosów, przystąpiła do jej użycia. Czy to nie jest dziwne? Mężczyzna, który mieszka sam, ma w domu suszarkę do włosów, a przecież na swojej głowie ma jedynie nieliczną kępkę kłaczków. Po wysuszeniu reszty swojego cielesnego jestestwa, udała się na przechadzkę po domu, by znaleźć Marka i poprosić go, o możliwość spania do południa, w końcu nazajutrz sobota.
Miała nadzieję, że znajdzie tego typka w kuchni, podjadającego z jego własnej lodówki. Jednak osobnik był w salonie. Siedział sobie najwygodniej na kanapie i zadowolony ze swojej roboty (naszykowania dwóch kieliszków i wina), obmyślał plan ‘przypadkowego’ zaciągnięcia ‘koleżanki’ do sypialni. Kobieta przystanęła w progu i przemierzyła wzrokiem pokój. No tak, zapomniała, że obiecała mu, wypić z nim lampkę wina. Chwila, moment! Obiecała? Nie, ona nie dała mu odpowiedzi. Jednak czy można było zabrać „dziecku cukierka”? Tak brutalnie obnażyć go z marzeń? Szczerze mówiąc, Ireath zawsze chciała to zrobić. Musiała się jednak powstrzymać, nie była u siebie, a co ważniejsze, nie czuła się tu bezpieczna, by posunąć się do takiego bezczelnego zachowania. Postanowiła, więc wypić z nim nie więcej jak jedną lampkę wina. Nie mogła dopuścić do tego, by alkohol rozluźnił atmosferę. Była spokojna, gdy to ona pakowała ludzi zakłopotanie, nie oni ją.
-Widzę, że jednak nie mam wyboru- skomentowała z niechcianą i chwilową chrypką w głosie.
-Ależ nie. Nie chcę Cię zmuszać, jeśli jesteś zmęczona- zrozumiem. –Odrzekł zadziwiająco wyrozumiałym tonem. Chociaż nie chciał tego tak rozgrywać, wydawało mu się to psychologicznym podejściem. Chciał poruszyć jej zatwardziałe serduszko, przecież tak mu zależy, przecież tak bardzo chciał i się starał. Przygotował te cholerne kieliszki, do licha! Ona nie mogła tak po prostu odmówić, powiedzieć, że woli spać, przykryć się oddzielną pierzynką i natychmiastowo zasnąć. Ona po prostu nie mogła. W Marku zaistniała niebezpieczna myśl, której w bardzo małej części się bał: on byłby w stanie ją zgwałcić, byleby tylko ją przelecieć.